Artykuł / wywiad
Nałkowska, Orzeszkowa i inni... Rozmowa z Panią Profesor Swietłaną Musijenko
Dzięki uprzejmości Grodzieńskiego Państwowego Uniwersytetu im. Janki Kupały, Katedry Badań Filologicznych „Wschód–Zachód” Uniwersytetu w Białymstoku, Międzynarodowego Instytutu Adama Mickiewicza w Grodnie, Biblioteki Naukowej Grodzieńskiego Państwowego Uniwersytetu im. Janki Kupały oraz Książnicy Podlaskiej im. Łukasza Górnickiego w Białymstoku redaktorzy „Biuletynu Polonistycznego” – Olga Zakolska i Piotr Bordzoł – uczestniczyli w międzynarodowej konferencji komparatystycznej „Mickiewicz i romantycy wobec kultur wschodniosłowiańskich”. Konferencja stała się okazją do prezentacji Biuletynowych narzędzi wspomagających badania polonistyczne, a także dyskusji nad projektowaną interaktywną mapą ośrodków polonistycznych „Geopolonistyka”.
Podczas spotkania członkowie Zespołu redakcyjnego „Biuletynu” mieli przyjemność rozmowy z Panią Profesor Swietłaną Musijenko – założycielką pierwszej na Białorusi katedry filologii polskiej, zasłużoną badaczką literatur i kultur słowiańskich.
Zapraszamy do lektury.
Czy na początek Pani Profesor mogłaby powiedzieć kilka słów o historii polonistyki grodzieńskiej?
Historia rozpoczyna się jeszcze w czasach radzieckich i jest związana ze współpracą między Polską a Związkiem Radzieckim. Ja jestem związana z uczelniami z Polski oraz Akademią Związku Radzieckiego w Moskwie. W Moskwie broniłam obie swoje prace – i doktorską, i habilitacyjną, dzieląc czas między Akademią Nauk a Uniwersytetem Warszawskim. W tamtych czasach był realizowany układ polsko-radziecki pod nazwą „likwidacja białych plam” w historii i kulturze Polski i Związku Radzieckiego. Na tej fali od 1986 roku zaczęłam pracować nad twórczością Zofii Nałkowskiej. Później dzięki temu udało mi się otworzyć jej muzeum.
Dlaczego Pani Profesor wybrała twórczość Zofii Nałkowskiej?
W książce Ewy Pieńkowskiej, podręczniku dla szkół na poziomie średnim, była informacja, że od roku 1924 do 1926 Zofia Nałkowska mieszkała w Grodnie. Zaczęłam sprawdzać. Okazało się, że Nałkowska mieszkała w Grodnie od roku 1922, a wyjechała 17 czy 18 stycznia roku 1927. Z tym pobytem związanych było dużo interesujących kwestii w życiorysie Zofii Nałkowskiej. Pisarka zjawiła się w Grodnie, ponieważ wyszła powtórnie za mąż za Jana Jura Orzechowskiego, pułkownika Straży Granicznej. Była już wielką damą polskiej literatury i wyszła za mąż z wielkiej miłości. Przyjechała do Grodna jako żona oficera wysłanego na Kresy. Ale doszło do rozwodu. Pomiędzy małżonkami pojawiły się różnice polityczne. Zofia Nałkowska była związana z demokracją, jej ojciec – Wacław Nałkowski – był wielkim demokratą.
Zaczęłam zbierać materiały do swojej pierwszej książki. Wydałam ją pod tytułem Twórczość Zofii Nałkowskiej. Mnóstwo interesujących informacji znalazłam w muzeum więziennym w Grodnie, do którego mnie wpuszczono w ramach akcji „likwidacji białych plam”, a ten aspekt biografii Nałkowskiej był nieznany. Następnie zaczęłam gromadzić różne materiały związane z pisarką – głównie z darów: książki, fotografie, meble. 3–4 dni chodziłam do więzienia i fotografowałam materiały, które tam się znajdują. To nie było łatwe – trafić do więzienia w tym celu. To jest bardzo stare więzienie – ma niemal 300 lat, zawsze pełniło funkcje karne i było jednym z najcięższych.
Kiedy pracowałam nad swoją pracą habilitacyjną prowadziłam konsultacje z moim promotorem, Profesorem [Wiktorem] Choriewem, wybitnym, znanym na całym świecie polonistą. Postanowiliśmy, że poproszę o zgodę na poprowadzenie katedry filologii polskiej.
Czy formalne uruchomienie polonistyki było trudne?
Wysłano mnie do komitetu partii, prowadzono ze mną różne rozmowy. Pan Swietłow, który był moim kuratorem w czasach, kiedy wyjeżdżałam na staż doktorski na Uniwersytet Warszawski, zaprosił mnie do komitetu. Zapytałam go wówczas, czy można przewozić książki z Polski – na granicy nigdy porządnie mnie sprawdzali, ani wasi, ani nasi. Wszystko, czego potrzebowałam, przywiozłam. Swietłow był już wtedy wysokim urzędnikiem. Był przychylny otwarciu polonistyki w Grodnie, ale mówił o konieczności trzymania się uchwał itd. W Grodnie funkcjonowało Zjednoczenie Polaków na Białorusi, prowadzone przez Pana [Tadeusza] Gawina. On był urzędnikiem białoruskiej Straży Granicznej i żarliwym piewcą polskości zaangażowanym w sprawę odnowienia kultury polskiej.
W 1986 wydałam książkę, a w maju 1989 prowadziłam pierwszą na Uniwersytecie w Grodnie międzynarodową konferencję Twórczość Zofii Nałkowskiej w kręgu literatur słowiańskich. Wśród gości był członek polskiego komitetu partii, pan Nawrocki, była ekipa naukowców. W czerwcu wezwał mnie pan Rektor i powiedział, że mam zbierać zespół, bo od 1 września będę prowadziła polonistykę. A sytuacja była taka, że nie miałam nic. Tylko bibliotekę, w której było tylko to, co wcześniej udało mi się przewieźć z Polski. W tej chwili jest w niej ponad 10 tys. książek, pierwsze 2 tys. przekazałam z własnych zbiorów. Dostałam ciężarówkę z kierowcą, objeździliśmy całą Polskę i przywieźliśmy to, co otrzymaliśmy, co udało nam się zebrać. 1 września 1989 miały ruszyć zajęcia, a w sierpniu wraz z 4 uczennicami pojechałyśmy na szkołę letnią języka polskiego do ówczesnej Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Krakowie. W późniejszym czasie współpracowaliśmy z uczelnią w Krakowie, z Profesorem Janem Trzynadlowskim z Wrocławia, a także z Uniwersytetem Warszawskim, gdzie byłam na stażu doktoranckim. Zdecydowaliśmy, że przedmioty polonistyczne będą wykładane w języku polskim. Program studiów przygotowaliśmy wspólnie z Uniwersytetem Gdańskim, gdzie miałam koleżankę z młodych lat, Panią Profesor Małgorzatę Czermińską. Przyjeżdżali do nas naukowcy z polski, zarówno literaturoznawcy, jak i językoznawcy, m.in. Pani Profesor Halina Bursztyńska, która pochodzi z Grodna. Otwarcie katedry było bardzo huczne, opisywane w prasie białoruskiej, polskiej, rosyjskiej, nawet w programie „Wreimia” (główny program informacyjny nadawany w publicznej telewizji w czasach ZSRR – red.).
W czasie istnienia katedry wykształciliśmy ponad 500 polonistów. Mieliśmy 17 przedmiotów polonistycznych oraz wykłady monograficzne. Zapraszaliśmy badaczy z Polski i z Moskwy, kilka wykładów poprowadził również Rolf Fieguth. Ja wypromowałam 6 doktorów z literaturoznawstwa, były 2 osoby, które uzyskały doktorat z językoznawstwa.
Jak studia wyglądają teraz?
Następuje proces redukcji liczby studentów, podejmowane są inne decyzje, niekorzystne – moim zdaniem – dla procesu dydaktycznego. Nie zgodziłam się z rektorem [Jauhienijem] Roubą i podjęłam decyzję o odejściu ze stanowiska kierowniczego. Założyłam seminarium naukowe, zaprosiłam do niego badaczy z Białegostoku. Jego nazwa brzmi „Literatura powszechna. Etnos w świetle historii i współczesności. Literatura i język polski”. Założyłam Międzynarodowe Naukowo-Dydaktyczne Centrum Koordynacyjne „Międzynarodowy Instytut Adama Mickiewicza”. Kontynuujemy intensywną współpracę z Uniwersytetem w Białymstoku, w nieco mniejszym stopniu z Uniwersytetem Pedagogicznym w Krakowie. Trzeci ośrodek to Uniwersytet Gdański. Co prawda Profesor [Józef] Bachórz odszedł już na emeryturę, ale współpracę z Grodnem koordynuje Profesor Grażyna Tomaszewska. Z Panią Czermińską przyjaźnimy się, jest emerytką, ale bardzo aktywną naukowo. Organizujemy konferencje – jednego roku w Białymstoku, kolejny rok w Grodnie. Niebawem przeprowadzam się do Mińska, chciałabym, żeby tam również kwitła polonistyka. Choć w tej chwili na Białorusi trwa proces łączenia katedr i instytutów, co mnie trochę dziwi, ponieważ uważam, że dydaktyka powinna służyć nauce, a nauka powinna zostać nauką.
Jakie badania Państwo prowadzicie Państwo obecnie?
Przede wszystkim z zakresu literatury powszechnej. Badamy trzy podstawowe problemy. Pierwszy – Adam Mickiewicz w świetle literatury światowej. Dalej: mój promotor – Choriew – zaproponował wykorzystanie imagologii do badań problemem „ja i obcy”, Polacy i Rosjanie o sobie nawzajem. Ja wykorzystuję tę teorię do badań nad relacjami Polska-Białoruś, w kategoriach literatury, kultury, polityki. Trzeci kierunek to związki literackie i kulturowe rosyjsko-polsko-białoruskie. Wreszcie twórczość Mickiewicza, Orzeszkowej i Nałkowskiej, trojga pisarzy, którzy zostawili trwały ślad w literaturze światowej i którzy sławili Grodno. Wiele utworów Orzeszkowej powstało w Grodnie, Nałkowska sytuowała tu akcję swoich najlepszych utworów. Wydaje się nowe tłumaczenie Meira Ezofowicza na rosyjski, ja tymczasem chciałam zająć się zbadaniem tego, jak na tekst powieści wpłynęła obrazkowość ilustracji Andriollego. Uważam, że ilustrator zaproponował przedłużenie opowieści, wskazał dalszą drogę jej bohaterów, co spotkało się z niezadowoleniem pisarki.
Jak Pani Profesor sądzi, jaka będzie przyszłość grodzieńskiej polonistyki?
Myślę, że będzie tak, jak teraz. Wycieczki z Polski, z Rosji, z innych krajów. Otwarcie Muzeum Nałkowskiej było bardzo huczne. Zaprosiłam Pana [Janusza] Odrowąża-Pieniążka, Dyrektora Muzeum Literatury w Warszawie, który powiedział, że nasze muzeum jest zorganizowane „naukowo poprawnie”. Odszukałam na przykład detale architektoniczne, które znalazły się w utworach Nałkowskiej.
Czy nauka języka polskiego jest popularna na Białorusi?
Muszę powiedzieć, że nigdy nie miałam problemów z naborem studentów. W tej chwili jest dużo osób, które wyjeżdżają do Polski.
Jakie są naukowe marzenia Pani Profesor?
Mam ponad 300 prac, w większości związanych z kulturą i językiem polskim. Drukowane były na Białorusi, w Rosji, w Polsce, na Ukrainie, w Szwajcarii. Wydałam 3 książki. Teraz chciałabym przygotować książkę, w której opowiedziałabym historię katedry, historię białoruskiej polonistyki, historię współpracy z Polską. Następnie chcę wydać najlepsze artykuły o Nałkowskiej. Jest istotna luka w badaniach nad twórczością pisarki, dotycząca jej pamiętników. Chciałabym tam również zawrzeć materiał o tańcu u Mickiewicza, związkach tańca z poezją. Interesuje mnie również stosunek Elizy Orzeszkowej do narodowości zamieszkujących Grodno. Chciałabym również nadal zgłębiać problem żydowski w jej twórczości, a także zebrać i usystematyzować materiał poświęcony wątkom grodzieńskim.
Czy Zofia Nałkowska jest ulubioną pisarką Pani Profesor? Może jednak Orzeszkowa? A może ktoś inny?
Ktoś inny. Bolesław Prus. Jestem z pochodzenia Ukrainką, a zainteresowanie literaturą polską przyszło z twórczości Prusa. Uważam, że jest on najwybitniejszym pisarzem w całej kulturze polskiej. Lubię pisarstwo innych twórców – z literatury białoruskiej – [Maksima] Bahdanowicza, z rosyjskiej chyba najbliżsi są mi Lermontow i Błok.
A jeśli Prus – który utwór?
Nowele. Bardzo lubię Lalkę, ponieważ to nie jest powieść XIX wieku, to jest powieść XXI wieku. Faraon – tam jest masa nowości, które przyszły do literatury w drugiej połowie XX stulecia i ciążą ku XXI stuleciu. Uznaję, cenię innych pisarzy, bardzo lubię na przykład Lato w Nohant Iwaszkiewicza. Ale Prus nie ma sobie równych. Do niego jeszcze nie dorosło społeczeństwo. Żeby go zrozumieć, musi być wyedukowane, przygotowane intelektualnie.
Dziękujemy za rozmowę.